Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   234   —

— Miło mi widzieć, że staje się pan światowym, a nawet lekkomyślnym — bierze się pan do panien.
Sworski wzniesieniem rąk i obojętnym uśmiechem odpowiedział na zarzut, a głośno:
— Jeszcze gorzej, pani hrabino: panny biorą się do mnie. Nie zdołaliśmy jakoś rozmówić się z panną Łabuńską wówczas, za Dnieprem, więc teraz zażądała sama ode mnie konwersacji literackiej. I jakoś się gadało. Bardzo inteligentna i przyjemna panienka.
— Tak — i wielce rezolutna. Ale czy pan chce już się żenić, że szuka między pannami?
— Upatruję w tej uwadze okrutne drwiny z mojego wieku.
— Dlaczego pan tak to bierze? Jeżeli pan ma już lat czterdzieści, to wygląda pan świetnie i rozmarzająco właśnie dla kobiet, które minęły pierwszą młodość. Właśnie dla pana pora korzystania ze swego prestige dla pozyskania jakiej kobiety doświadczeńszej — naturalnie takiej, która się trzyma w formie — do połączenia swoich i jej doświadczeń, do stworzenia wykwintnego związku zmysłów i umysłów.
Tadeusz, mało znajomy z panią Homostajową i nie szukający bynajmniej takich konwersacyj, patrzył na hrabinę trochę zbyt badawczo. Jej malowane oczy i włosy nie psuły jednak ogólnego obrazu pięknie wyrosłej i dobrze zachowanej kobiety czterdziestoletniej. Ale dlaczego ona mu to wszystko mówi?
Hrabina spostrzegła namysł w oczach Sworskiego, bo przerwała swą teoretyczną tyradę i zwróciła się wprost do osoby: