Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   226   —

aby te rzeczy u niego obejrzał w mieszkaniu kijowskiem, póki jeszcze są w całości. Miał bowiem co do ich przechowania złe przeczucia.
Grupa młodzieży wyrywała się do przechadzki po ogrodzie, nie dla ponęty niewielkiego sadu, ale dla żywiołowej potrzeby ruchu. Frunęła zatem z tarasu Hanka, za nią poszły dwie panny, młody Hornostaj i Rewiatycki, który spodziewał się obrobić jakiś serdeczny interes przy przechadzce z Hanką. Porzucił stanowczo eksploatację wdzięku swego wojskowego, ani potrącał o Krechowce i o tym podobne ryzykowne awantury; oblekł się w swój wdzięk lirycznego poety, w którym czuł się swobodniej. Zaczął deklamować cicho, potem głośniej, na żądanie, śpiewne i czułe strofy, o których zapewniał, że mu się złożyły w ostatnich dniach, niektóre nawet w ostatniej chwili. Kobiety słuchają zwykle takich rzeczy przyjemnie, a tu jeszcze zachód barwił Dniepr i niebo i twarze panieńskie lekkim, przyzwoitym rumieńcem.
Najwytrwalszym na tarasie okazał się Celestyn Łuba, siedzący na uboczu od reszty towarzystwa z jednym z młodzieńców, których nazwiska nie dosłyszał przy ogólnem poznawaniu się na przystani kijowskiej. Celestyn z początku ledwo się odzywał, pojadał i popijał, wreszcie upoił się powietrzem Dnieprowem nie bez udziału wina i konjaku i stał się rozmowniejszym. Młodzieniec był miłej powierzchowności i uprzedzająco grzeczny. Zacząwszy mówić o łowieniu ryb z powodu sieci rybackiej rozwieszonej wpobliżu, przeszli do wspomnień o różnych potrawach z ryb i zgodzili się na orzeczenie, że najlepiej podają