Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   224   —

powiadomienia — i poszedł ich śladem. Wykonał kilka pociesznych gestów magicznych.
— Wysoki?
— Tak — tak.
— Bardzo wysoki? tego wzrostu, co pan?
Młody Hornostaj, niepospolicie wyrośnięty, na którego wskazywał Rewiatycki, ucieszył się i potwierdził.
— Piękny?
— Tak — odpowiedziała odważnie sama tylko Hanka.
— Brwi ma gęste, zrośnięte nad nosem, jak zarys przyłbicy?
— Tak — odpowiedziało pa rę głosów zdziwionych.
Teraz Adachna udał człowieka olśnionego wizją:
— Widzę go... Na wspiętym koniu święty Jerzy w ułańskim mundurze... Nazwisko jego pochodzi od Ryby...
Panny spojrzały po sobie, naprawdę zdumione.
— Bronek Linowski — wypowiedział Rewiatycki z niezachwianą pewnością.
— Jakim sposobem pan zgadł?
— Ha! na coś się zda być poetą i przenikać myśli bliźnich.
— Ale pan go zna?
— Znam i nie od wczoraj. Widywałem go jeszcze przed wojną w pałacu jego rodziców, w Radomskiem.
— Tak, Inogóra leży w Radomskiem — potwierdził młody Homostaj.
— A pani go zna dobrze? — pytał Rewiatycki.