Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   170   —

— Skończy się, gdy państwo nam ustąpicie — my musimy pójść jeszcze dużo dalej.
— Sądziłam po uprzejmem zaęhowaniu się panów, że nie wojujecie z Inogórą? — żartem na żart odpowiedziała pani Wela.
Pułkownik baron Paugwitz wmieszał się do tej rozmowy:
— Nie wojujemy z Polakami, to pewnik. Ja szczególniej, którego ścisłe związki łączą z Polską.
Obejrzano się na niego, zgadując: jakie związki?
— Moja nieboszczka żona była prawie Polka, panna von Latzki...
Nie dał sobie jednak tego wmówić Linowski:
— Nie słyszałem o tem nazwisku polskiem.
— Ach, dawno są już Prusakami — odrzekł baron trochę kwaśno — pochodzą na pewno z Polski. Mam także specjalne powody nienawidzenia Rosjan. Dlatego jestem typowym przedstawicielem naszych zamiarów w tej wojnie: walczymy z Rosją; Polskę... zmuszeni jesteśmy tylko przejść, jak mówi mój kolega von Menckendorff.
Prezes Linowski miałby dużo do odpowiedzenia tumaniącemu baronowi, ale powiedział tylko tyle:
— Przechodzi przez Polskę kto chce i może.
— Rozumiem — odrzekł Paugwitz — sytuacja wasza jest bardzo ciężka. Nie możecie nawet swobodnie wypowiedzieć się za jedną, lub drugą stroną walczącą...
Skierował ku Linowskiemu spojrzenie wyrażające niby spółczucie. Ale Linowski nie był frycem: