Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   167   —

dotąd niechybny, a zamiary względem Polski nie mogły być wrogie. Tutaj werbunek odbywał się na ziemiach polskich, ale ujarzmionych przez Austrjaków — i legjony szły na bezpośredni pożytek — Niemców. — Walka dawnych legjonów z Prusami i Moskwą była zupełnie realna i okryła je chwałą. Dzisiejsze wystąpienia, chociaż dziarskie i buńczuczne, w zestawieniu z tamtem i były nieco drobne...
— Inne były czasy i warunki — pocieszał się Bronek, wyszukując starannie strony dodatnie działań, w których niedawno brał udział.
— Inni byli ludzie — odpowiadało m u uparcie sumienie.

∗             ∗

Snuły się po okolicy oddziały wojsk, nietylko rozmaitych broni i pułków, ale należących do przeciwnych obozów. Szczególniej podczas krwawych walk pod Łodzią rozrzuciły się szeroko po kraju strzępy wielkich walczących armij, jedne ujęte w niewolę, drugie dążące na odsiecz, inne — zwykle rosyjskie — idące naoślep. Zamęt pokrzyżowanych dwóch wrogich planów dawał się we znaki krajowi moralnym i fizycznym uciskiem.
Pewnego dnia już zimowego, pod koniec listopada zawitał do Inogóry duży oddział wojsk niemieckich ze sztabem i dowództwem pułku. Do samego pałacu zajechał pułkownik, baron Paugwitz, ze świtą, wszyscy konno, w wyświeżonych mundurach. — Chcąc, nie chcąc, otworzył przed nimi bramę parkową stary