Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   150   —

Mógłby głosić nadzieje swe niezłomne i prawdy, które znał, objawione mu przez miłowanego Ducha. Pamiętał przepowiednie jego dawne o niechybnem przyjściu „Błękitnej Królowej“. Zmęczył się srodze Jej oczekiwaniem przez długie, nędzne lata. Lecz teraz świeże znalazł pokrzepienie swej wiary w obcowaniu z nowem wcieleniem tego samego Ducha. — Ale odkrywać źródło tych prawd i nadziei przed tłumem rozszalałym wojną — wydało mu się narazie niepodobieństwem. — Natchnienia przerabiał w sobie samym na rozumowania, któremi dzielił się z małą liczbą przyjaciół wtajemniczonych.
Do tego ideowego spisku potrzeba było silnej wiary, gdyż kronika wydarzeń wojennych w Polsce zdawała się iść naprzekór Duchowi. „Największy wróg Błękitnej Królowej“, Prusak odnosił zwycięstwa; bito tylko niedołężną armję austrjacką. Pierwszy września przyniósł karykaturę tego, czego Polak pragnął: rozgrom armji Samsonowa w Prusach Wschodnich i wzięcie Lwowa przez Rosjan. W tydzień później wieść o wielkiej bitwie nad Marną, wygranej przez Francuzów, nie zdołała pocieszyć skutecznie patrjotów polskich. Pomimo wszystko, Niemcy byli ciągle w ofenzywie zaciekłej i złowróżbnej. Rozczarowanie i złe przeczucia spotęgowały się w początku października, gdy Mackensen, na czele wielkiej armji niemieckiej, błyskawicznie podstąpił pod Warszawę.
Bój armatni, który się zawiązał między fortami warszawskiemi, a artylerją niemiecką, bijącą głównie od Piaseczna, trwał już przeszło tydzień z rosnącem natężeniem. Ogromna ta orkiestra przygrywająca