Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   112   —

samorządowe, odebrawszy je bez targania z łap urzędników rosyjskich, — o dziwnej sprawności organizacji, obejmującej już cały obszar Królestwa Kongresowego, załatwiającej mnóstwo spraw porządkowych, sanitarnych, administracyjnych, a nawet pomocniczych do wojny — i odrazu jaskrawo lepiej, niż to czynili uprzednio obcy i nasłani wykonawcy. Akcja komitetów była pełna dobrej wróżby na jutro kraju autonomiczne, na pojutrze wolne i niepodległe.
Rozmowa ta rozpogodziła i podniosła nastrój przyjaciół zebranych u Sworskiego. Ale przerwała ją panna Zofja, która miała, jak zwykle, dużo jeszcze do czynienia przed wieczorem. Wyszła, a wkrótce po niej Tadeusz z Celestynem podążyli na ulicę Niecałą do biura Polskiego Czerwonego Krzyża. Zapisanie Łuby na członka zabrało zaledwie kilka minut. Po tym czynie dokonanym Tadeusz zadowolony, a Celestyn głęboko przejęty nowem powołaniem, poszli razem na kawę do cukierni Lours’a w hotelu Europejskim.
Brzuchata sala narożna, którą każdy Warszawiak znał dawniej, jako miejsce odpoczynku filistrów, rozkoszy dzieci, pokazu tualet średniego „świata“, przeistoczyła się od początku wojny w forum polityczne, a ściślej: w giełdę „orjentacji“. Statyści wszelkich powołań, a zwłaszcza ludzie wolni od stałych zajęć, zbieracze nowin drukowanych, mówionych i otrzymywanych przez własne aparaty radio-inspiracyjne, gromadzili się tutaj dla dopełnienia swych powiadomień, głównie zaś dla publicznego okazania swej nieomylności.