Strona:Józef Weyssenhoff - Noc i świt.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




7.

Pokoje Sworskiego, umieszczone na wysokiem piętrze domu przy Krakowskiem Przedmieściu, miały okna z widokiem na Wisłę i szeroki horyzont. Ale Tadeusz nie patrzył dzisiaj przez okna, choć oderwał się od pracy przy biurku; wodził oczyma po szybach swych szaf bibljotecznych, jakby szukając jakiejś odpowiedzi na twarzach zaufanych domowników.
Ocucił go dzwonek od drzwi wchodowych. Otworzyć, czy nie otworzyć? — Służącego zabrano właśnie do wojska; Sworski zmuszony był sam drzwi otwierać i wystawiać się na niespodzianki odwiedzin, czasami natrętne i trudne do odprawy.
Otworzył drzwi i z przyjemnością ujrzał Celestyna Łubę, który mu przypomniał dobre, niedawne czasy. Zaprzyjaźnili się nawet ściślej po pamiętnym dniu mobilizacji, przebytym razem w mieście.
— Nie przeszkadzam?
— Ani trochę. Bardzo cię proszę.
Celestyn zwlókł z siebie sążnisty płaszcz i usiadł na fotelu, który mu wskazał Tadeusz, sam zachowując zwykłe swe miejsce pośrodku biurka.