Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   73   —

— Bardzo proste: — odrzekł delegat — solidaryzować się z uchwałami komitetu.
— Dobrze. A czy nie będzie przypadkiem jakich kosztów?
— No... niby... jakaś ofiara z włóki na cele ogólne.
— Tego nie mogę. Znasz moją sytuacyę, kochany panie Apolinary.
— Rozumiem. Już ja tam przedstawię — zrobimy wyjątek.
Pruszczyński otworzył szeroko oczy.
— Widzę, że sąsiad posiadasz nie byle jakie wpływy.
— A no, jestem tymczasem delegatem z naszego powiatu.
— A toś się pan rozwinął!
Pan Apolinary miał chwilę słusznego zadowolenia miłości własnej. Ale dodał skromnie:
— Sługa sług narodowych...
Przyszło z kolei wtajemniczenie w ściślejszy program, oddanie drukowanych odezw, opowieść o wypadkach warszawskich — uczta wiernych (agape).
Już powiew chłodniejszy wchodził przez otwarte okna i łagodne oświetlenie wieczoru tonowało krajobraz wdzięczniej, przysłaniając otwarte rany budynków, kładąc dyskretne cienie na mniej porządne zakątki gospodarskie. Stare lipy w alei wyglądały teraz wyższe i bogatsze w barwę. Pan