Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   63   —

komunikacyi lądowych; to znowu tak szeroko rozlana, że pozostawiała woźnicy istne pole do wyboru: czy na prawo zagrzęznąć? czy na lewo złamać dyszel? Ale suchy wiatr i słońce, urzędnicy Opatrzności, pomimo tylu innych zachodów, naprawili nadetatowo i drogi do tego stopnia, że pan Apolinary jechał bezpiecznie, ufając roztropnemu sternikowi, i nie myślał wcale o sprawie drogowej. Myślał owszem o pracy kulturalnej.
I symbolicznym wydawał się ten poważny rydwan, falujący postępowo przez kraj świeżością swą malowniczy. W rydwanie — biała opończa oblekająca, niby »toga praetexta«, krzepką postać pana delegata. W panu delegacie — przyszłość i ostoja kultury tego kraju...
Delegat Anglik, gdyby się cudem znalazł na tej drodze i był przejęty celami kulturalnego Stowarzyszenia, roiłby o tym samym kraju za lat parę przeciętym dobrą żwirową drogą drugiej klasy, obsadzoną drzewami owocowemi; wywołałby na tych mokrych łąkach fabryczkę prasowanego torfu; a za lat dziesięć, dwadzieścia — wioska widniejąca za łąkami jak rząd stogów zapadłych i zatęchłych, śmiałaby się do słońca szeregiem bielonych murów, czerwonych dachów pośród świeżej zieleni; widać byłoby aż stąd pokaźniejsze gmachy gminne: szkołę, szpital, klub wiejski, i na placu środkowym budynek ozdobny, noszący na froncie wielki napis: »the Commune of Biadaczka«.