Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   57   —

legat zmuszonym do osobistego wyboru jakiegoś działania w duchu Stowarzyszenia, wobec luźno przez komitet naszkicowanej dyrektywy.
— Skojarzę resztę mego powiatu, niech ich kule biją! — postanowił sobie i niebawem rozpoczął swą missyę.
O takiej missyi miał przynajmniej niejakie wyobrażenie ze świeżego przykładu, doświadczonego na własnej osobie; pamiętał sporo zdań wytycznych, poznał niektóre sposoby i obroty apostolskie; był też napojony gorliwością prozelity, zaczerpniętą z centralnych źródeł warszawskich. Trudności jednak przewidywał nie małe. Pierwsza — to niewiadomość listy imiennej stowarzyszonych.
— Ogarniamy już prawie kraj cały... ba! tak się to mówi, ale ja wiem napewno dopiero o Gawłowskim i Pawłowskim w moim powiecie. Pan Jan nie należy... o innych nie mam wyobrażenia.
Następującą więc wykoncypował taktykę. Pojedzie do znaczniejszych sąsiadów i z rozpoczęcia rozmowy wymiarkuje, czy sąsiad jest lub nie jest stowarzyszony. W pierwszym wypadku podzieli się z nim wrażeniami z Warszawy (akcya utwierdzająca w wierze, uczta wiernych, — agape); w drugim — postara się pozyskać nowego adepta (akcya apostolska właściwa). Przysporzenie kilku członków będzie zasługą, która nie omieszka ściągnąć oczu kraju na gorliwego delegata, a że kraj miał już poprzednio oczy na niego zwrócone,