Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   25   —

kim? czy nie przyjąć? — Stanowczą chwilę postanowienia oddalał zapomocą drobnych wybiegów. Okazał znowu ciekawość zajrzeć do »słownika«.
— Co tam wasz słownik mówi o moich wyborcach? O Gawłowskim naprzykład?
Odnaleziono Gawłowskiego i jego cenzurę:
»Użyteczny«.
— Tam do licha! tyle, co o mnie.
O Pawłowskiego już pan Apolinary nie pytał.
Ale chwila odpowiedzi nadchodziła nieuchronnie. Kandydat pocił się coraz bardziej. Przyszło mu wreszcie do głowy pytanie, nawet bardzo stosowne:
— A powiedzcie, dobrodzieje moi, jakież byłyby moje obowiązki?
— Tymczasem bardzo proste — rzekł pan Hyc — przystąpić do nas i solidaryzować się z uchwałami komitetu.
— Właściwie — rzekł pan Kotulski — obowiązki stowarzyszonego nie są jeszcze dokładnie określone. Uchwalono dotychczas tylko zasadę absolutnej solidarności, która jest o-bo-wią-zu-ją-ca.
— Czyli że, kiedy komitet się wypowie — cicho — sza! trzeba słuchać. Co?
— Jest to istotą solidarności. Ogólnie zaś mówiąc, zrzeszyliśmy się w celu wspólnej pracy nad podniesieniem kultury narodowej. Rozpierzchnione dotychczas dobre chęci, trafne pomysły pojedyn-