Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   15   —

bory przelać na grono osób wybranych z wybranych.
Wtrąca się kolega Kotulski z gładko wypowiedzianym maleńkim dodatkiem:
— I temu ciału centralnemu powierzyć ster spraw krajowych.
— Bagatela! — nie mógł powstrzymać okrzyku pan Apolinary.
Ale czując na sobie badawcze spojrzenie obu kolegów, pomiarkował się:
— Więc to niby... komitecik centralny?
Odpowiedział Kotulski:
— Tak... sługa sług narodowych... surrogat w pilnej potrzebie.
Ale Hyc dumnie się uśmiechnął.
— W każdym razie jest to komitet, który stoi na straży dobra publicznego. Należy mu się co najmniej — uznanie. Wyście nas wybrali, my — czuwamy.
— »My!«
To pojęcie pozyskał pan Apolinary nareszcie dla swej niezaprzeczonej świadomości. Chociaż nie zadrżał (gdyż był rycerskiego pochodzenia), zrozumiał, że ma do czynienia z panami, którzy są lub będą członkami komitetu, a przynajmniej z ramienia jakiejś potęgi są tutaj przysłani.
Wymowa zaś pana Hyca płynęła dalej:
— Przełomowe czasy wymagają akcyi sfornej i szybkiej. Gdy każdy dzień wschodzący przynosi