Strona:Józef Weyssenhoff - Narodziny działacza.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   149   —

Dzisiaj pozdrowił ich z daleka i minął pogrążony w myślach:
— Co oni tam wiedzą! Łażą po świecie, myśląc pewnie o tem, dlaczego się stowarzyszyli.
Od czasu do czasu wzbudzał w sobie rozpaczliwą energię:
— Reformy! trzeba koniecznie reformy...
To znowu czuł się osamotnionym, bezsilnym wobec organizacyi, której się poddał. W tedy tęsknił do pana Jana, do jego jasnej i gotowej zawsze rady.
Zaszedł do cukierni i począł czytać gazety. Już na ulicy natkano mu do rąk różnych świstków i »dodatków nadzwyczajnych«. Czytał chciwie, bo zaniedbał się był trochę pod tym względem z powodu objazdu powiatu. Wieści z dalekiego Wschodu były stanowczo pokojowe, ale o żadnym kongresie pacyfikacyjnym ani słychu. Różne zaś wiadomości i zdania o polityce wewnętrznej brzmiały tak samo groźnie, jak dawniej. Ten sam terroryzm ciemny i nieugłaskany; te same hasła sprzeczne i namiętne.
— Cóż u Pana Boga robią nasi? Gdzież skojarzenie stronnictw? gdzie działanie na siły wsteczne? Albo... na co się to działanie zdało?
Czytał długo, a czując coraz cięższy zawrót głowy, cisnął gazety o stół, świstki kupione po-