Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   43   —

— Ach, nie tak zaraz — wypraszał się Skumin — to tylko projekt pana senatora.
— A cóż, przepraszam pana, obejrzeć zawsze można.
Pani Wercia poszła do grających w bridge’a, nie dla gry, lecz dla towarzyszenia pani Canevari. Radomicki zwrócił się do Chaleckiego:
— Może pan zechce, pomimo deszczu, obejrzeć moje stajnie? Niedaleko — weźmiemy parasole.
— Z największą przyjemnością.
Skumin, który znał stajnie napamięć, znowu sam pozostał.
Deszcz nie ustawał.
Dopiero po obiedzie dopadł Ramułtowski Skumina.
— Szukam chwili na gawędę z tobą, ale od rana pani Berta zaprzęgła mnie do bridge’a, potem data mi znowu coś do roboty. Ciężka służba. — Może znaleźlibyśmy miejsce, gdzie nas nie odnajdą odrazu? Znasz lepiej pałac.
— Chodź do mojego pokoju. Dam ci dobrego Papierosa.
— Doskonale.
Poszli zatem do pokoju na piętrze, zajmowanego przez Skumina, i usiedli przy otwarłem oknie, patrząc na park, chłostany przez deszcz drobny, uporczywy. Kryś przystąpił natychmiast do pożądanego przedmiotu rozmowy.
— Wiesz, że ta Berta, to ciekawy numer.
— Niepowszedni, przyznaję, zwłaszcza u nas na wsi. Zagranicą już podobne spotykałem.