Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   44   —

— Myślisz zapewne o kokotach pierwszej klasy?
— Coś w tym rodzaju.
— Otóż wcale nie. Jest to kobieta wysokiej rasy. Z domu Piranesi, czy Piranelli? — nie pamiętam. Matka jej Francuzka, a babka Hiszpanka, z jakichś tam grandów, słynnie podobno piękna i blondynka, jak wszystkie kobiety z Andaluzji. Pani Berta jest podobno żywym portretem swej babki. Opowiadała mi to wszystko wczoraj w parku.
— Znam już i takie genealogje kobiet, pozbawionych przesądów. Pomieszanie ras sprowadza często pomieszanie zmysłów, no i obyczajów.
— Widzę, że jesteś bardzo sceptycznie do niej usposobiony?
— Wcale nie. Składam tylko tw oje informacje z mojemi spostrzeżeniami. Piękna kobieta — rasę fizyczną ma doskonałą — co za nogi! A także — o ile mogłem dojrzeć przez wieczorową tualetę — ta linja od karku przez łopatkę w dół, starożytna linja kanonu Praksytelesa...
— Ty zawsze z twojemi klasycznemi teorjami, Janku! Ona nic nie ma z kanonu, czy z armaty. Ciało ma wężowe, ultra-nowożytne, prawie bez bioder. — Co zaś do starożytności, omyliłem się, mówiąc wczoraj o jej wieku. Ma zaledwie lat trzydzieści.
— I to być może. Mamy zatem jej metrykę i rysopis. Cóż dalej?
— Jakto: co dalej? — Chcesz, abym ci powtórzył całe moje z nią... przejście?