Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   325   —

tycznych. Cóż ty robiłeś ostatnio w Warszawie? Słyszałam o różnych projektach...
Skumin przetarł dłonią czoło, swoim zwyczajem, ale tym razem jakby przemocą odpędzał wizję nazbyt rozkoszną i chciał powrócić do prozaicznego opowiadania.
— Dziecinko moja cudowna! Przyznać się muszę — robiłem pieniądze — przygotowywałem karjerę. Jestem przyłączony do poselstwa naszego w Ameryce i tam się wybieram, bo, oprócz zajęć dyplomatycznych, mam naszkicowany plan finansowy, który może dać nietylko jakąś pensyjkę, ale kawał majątku.
— Jakto? — i ze mną się o tem nie chciałeś porozumieć?!
— Nie wiedziałem przecie o niczem. — Teraz gotów jestem plan zmodyfikować według twego życzenia.
— Słyszałam o tej Ameryce — rzekła Dosia z surową jakąś zaciętością. — Jeżeli to konieczne, pojadę z tobą.
— Moja ty najukochańsza! Gdzież się podziała twoja samowola, twoja przekora? Przecie z ciebie wymarzona, idealna żoneczka!
Już znowu, pociągnięci ku sobie nieprzepartą mocą, mieli połączyć usta, gdy Dosia zerknęła za siebie i ostygła w zapale:
— Ja ręczę, że oni tam nas podpatrują z okien. — To mi w gruncie rzeczy obojętne, bo niech wiedzą, żem już twoja, a ty mój — tylko tak jakoś nieprzy-