Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   28   —

i, pocałowawszy prawą tylko rękę, szukał przez chwilę, coby powiedzieć.
— Mieliście państwo ciężką podróż w ten upał.
Dalszej treści do rozmowy dostarczył pan Chalecki, który nadchodził, prosząc pana Ambrożego, aby zechciał go przedstawić pani Canevari. W kilku słowach objaśnił Radomicki, że przedstawia dawnego dygnitarza i posesjonata, pozbawionego obecnie swych majątków i urzędów przez Sowiety.
Excellence... — zaczął pan Dymitr.
— Nie jestem Ekscelencją — odrzekła pani Berta — a pan tak zapewne przywykł do swego tytułu i swych kolegów, że nie może od niego odwyknąć.
Stary ćwik nie zapomniał języka w gębie:
— Mój tytuł zapadł się już w nicość razem z całą epoką, w której coś znaczył. Pani zaś Ekscelencja jest jak gwiazda jeszcze niewidoczna, lecz już przewidziana przez astronomów. Jutro wzejść musi.
— Dziękuję za przepowiednię — odrzekła pani Canevari, zdziwiona nieco stylem uroczystym komplimentu, a zarazem upatrując w pooranej, lecz energicznej twarzy starca, jakaby też z niego mogła być korzyść dla polityki włoskiej.
Tymczasem Chalecki przysiadł się i zaczął dobywać z pamięci swe wspomnienia z Rzymu niewczorajsze, bo najświeższe sięgały lat dziecięcych pani Berty. Słuchała jednak uważnie, nabierając dobrego mniemania o kulturze starych Polaków. Z młodymi nagadała się już dużo, ale wcale o innych tematach.