Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   297   —

— No, zapomnieli. Ale trudno też obwiniać Bobrka, żeby sobie umyślnie zafundował taką tarczę ochronną. Ochraniałby serce, pierś, ale nie tamto miejsce.
— Oczywiście — przyznali słuchacze.
— Ale teraz rzecz najciekawsza. Kiedy się uspokojono już co do śmiertelności rany, otrzymanej przez Bobrkowskiego, Skumin wyjął z kieszeni papierek i pokazał go swoim sekundantom. Zapanowała między nimi wesołość. Skumin schował papierek. Tymczasem superarbiter i sekundanci wezwali przeciwników do pojednania. Skumin wyczekał na swem stanowisku zbliżenia się Bobrkowskiego i raczył podać mu rękę.
— No, a ten papierek co zawierał?
— Skumin napisał na nim właśnie, gdzie będzie celował.
Ozwał się aprobacyjny śmiech słuchaczy.
— To mu się udało!
— A Bobrkowski co? Nie strzelił?
— Strzelił, gdy już dostał kulę i zachwiał się. Kierunku jego kuli nikt nie widział.
— A pokazano mu papierek z zapowiedzią?
— Narazie oszczędzono mu tej przyjemności.
Gozdzki pobiegł dalej ze swą wieścią. Aby jej wysłuchać, przerwano nawet bridge’a.
Wieść obiegła piorunem Bazar i całe miasto. Komizm zakończenia zajścia osłonił znacznie kwestję, z jakiego powodu strzelali się przeciwnicy.


∗             ∗