Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   22   —

— Podobno niezły był człowiek, gdy się go znało bliżej? — zapytała pani Radomicka, aby coś powiedzieć, z obowiązku gospodyni.
Chalecki, siedząc przy niej, rozmawiał dotychczas głównie z panem Ambrożym, który siedział naprzeciwko. Grawitował, jak zwykle, do najwybitniejszego w towarzystwie obywatela. Ale, zaczepiony przez piękną panią, przypomniał zaraz o innej, niewygasłej skłonności do płci pięknej. Przechylił się dworsko do swej sąsiadki:
— Pani hrabina znalazła łaskaw sze słowo dla nieszczęsnego cesarza Mikołaja. Piękność jest zawsze łaskawa i wyrozumiała.
Pani Wercia spojrzała rozweselona na starego szarmanta, który, dostrzegłszy w jej spojrzeniu iskierkę ironji, jął tłumaczyć poważnie, przyciszonym głosem, jakie tu, w Wielkopolsce, słabe mają pojęcie o Rosji i o sprawach wschodnich. Zwierzał się jej niby wyjątkowo, jako niewieście bystrej i lepiej powiadomionej, zakłopotał ją nieco, bo nie poczuwała się do przypisywanej jej wyższości, ale pochlebił jej zarazem. Już też rozmowy przy stole rozpierzchły się i urosły w gwar głośniejszy, bo podano właśnie szampana.
W znacznem oddaleniu od grupy środkowej siedział Jan Skumin obok grackiego i wesołego młodzieńca, Krysia Ramułtowskiego. Trzydziestoletni Kryś był pożądanym zięciem dla wielu matek, obarczonych córkami na wydaniu, bo, choć miał reputację trzpiota i uwodziciela kobiet, właśnie to było podnietą dla