Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   21   —

w sobie powagę historycznego poniekąd męża z żartobliwością litewskiego facecjonisty, którego też miał charakterystyczną wymowę.
Nie mógł się uspokoić nad tym kwitnącym, nieuszkodzonym przepychem wielkopolskiego pałacu.
— Już to, przepraszam pana hrabiego — mówił do gospodarza przy obiedzie — widać, że was Niemcy oszczędzali, jak swoich. Niema ani szczerby w pałacu, ani śladu pustki, znaczy się, w piwnicy. Ręczę, że pijemy same wina przedwojenne — i to jakie!
— Zostało coś niecoś — odpowiadał pan Ambroży. — Gorzej z wódką — całą mi wypili, a miałem i starkę litewską.
— O starce nie mów panu senatorowi — wtrącił podstarzały pan Straszyński, z wyrazem twarzy dogmatycznym — miał on najsłynniejszą na Litwie starkę; próbowałem jej niegdyś.
— Chowam we wdzięcznej pamięci — odrzekł Chalecki — łaskawe odwiedziny pana szambelana (Straszyński był szambelanem papieskim) w moim dworku. Win tam takich nie mieliśmy, na Białorusi, ale starka była... była — ani kropli nie zostało. Tę starkę znał i cenił nawet, przepraszam pana, nieboszczyk cesarz Mikołaj...
— Lubił wódkę, co? — odezwał się ktoś z młodszych. — Podobno, gdy go aresztowano, był pijany do nieprzytomności.
— Ja tam tego nie wiem — odrzekł Chalecki, zniżając głos, ale zaraz dodał wesoło: — No i cóż? człowiek był, lubił dobry napój, jak i każdy z nas.