Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   231   —

po sobie, z krótkiem i przerwami, tańce niby różne: one-step, foxtrot, shimmy, charleston, wykonywane mniej więcej jednakowo przez tancerzy. Chodziło im o to, aby dzika orkiestra rąbała takt, a tańcować wolno było każdemu, jak mu się podobało. Sztuka polegała właściwie na tem, aby tancerka uzgodniła swoje wyczyniania nogami i kibicią z takiemiż ewolucjami tancerza, przyczem mężczyzna miał inicjatywy. Dobrze, jeżeli oboje znali się już uprzednio i byli z sobą zgrani. Ale przy tańcowaniu z sobą nieznajomych zdarzały się efekty komiczne. Niektóre sploty taneczne wyglądały bardziej na bójki, niż na zalotne pląsy. Inne znowu tak brutalnie były podobne do aktu, który miały symbolizować, że raziły oczy nietylko moralisty, ale i estety.
Gdy wreszcie która para starała się zacierać drastyczny sens zabawy, uwydatnić zaś jej charakter salonowcy, w tedy taniec, polegający na uzgodnionem między mężczyzną a kobietą, łatwem i dowolnem suwaniu nóg po posadzce, stawał się poprostu głupim.
Tańce te mogła wprowadzić do salonu tylko zuchwała i symplistyczna Ameryka, której wolno wiele, bo ma pieniądze... Przyda się Europie zapatrzenie na zdolności ekonomiczne Ameryki, może nawet na jej etykę kupiecką i prawość polityczną, ale naśladowanie jej stylu towarzyskiego, jej obyczajów i mody wpływa bardzo ujemnie na ozdobę i wykwintność życia europejskiego.
Tak szeroko rozwinięte uwagi snuł Skumin o nowych tańcach, ale, nie stroniąc od ich wartości sen-