Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   223   —

skim. Goście wędrowali po pokojach, układając się w dowolne grupy. W zacisznej wnęce jednego mniejszego pokoju zasiadła już czwórka do bridge’a: szambelan Straszyński, oboje państwo Oborniccy i gospodarz domu, który odrywał się często od stolika dla zajmowania się gośćmi. W tych przypadkach zastępował go Wacio Klonowski. Ponieważ w tym kącie było dość ciemno, gracze zapalili świece pomimo białego dnia — i aparat bridgowy nabierał charakteru wiecznego znicza, płonącego przy uroczystym, uświęconym obrzędzie.
Skumin, wierny swemu nałogowi, przeglądał po koje, meble i graty. Jedna duża sala była widocznie bibljoteczna, gdyż ściany obstawiono szczelnie wysokiemi szafami jednakowego wzoru, okratowanemi na frontach. Brakło jednak ksiąg, które zapełniały zaledwie półtorej szafy, więc reszta zajęta była przez wypchane ptaki, dalej — zbiór minerałów, jeszcze dalej — różne przedmioty z gliny, z kości i z metalów, wykopane z ziemi wielkopolskiej, lub znalezione na jej powierzchni. Jedną całą półkę zajmował skamieniały wąż, podobno też miejscowego pochodzenia, z epoki przedhistorycznej. W każdym razie sala była naukowa. Środek sali zajmował wielki, starożytny bilard z łuzami, w który nikt już nie grywał. Ale służył on do rozkładania zawartych w szafach osobliwości.
Ściany innych pokojów pokryte były obrazami mistrzów krajowych i zagranicznych w ogromnej ilości i w bardzo pstrokatym doborze. Były tam kopje z Rafaela, Correggia, Rubensa — i wątpliwe niemieckie Hol-