Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   222   —

Z panien domowych pierwsza przystąpiła do Skumina brunetka Zosia i tęsknem spojrzeniem wcale pięknych oczu starała się mu przypomnieć rozmowę przy stole, w Gdeczu. On zaś pamiętał i oczy jej, i niektóre szczegóły rozmowy, ale zapomniał, która z panien nosiła imię Marja, a która inne. Zaczął jednak na chybi-trafi:
— Pozwoli pani powinszować sobie...
— Czego? Że się nazywam Zofja? To imieniny mojej siostry, Muki.
— Najmocniej przepraszam za niedokładne powiadomienie — odrzekł przytomnie — ale utkwiła mi pani w pamięci z imieniem Marja.
— To niechże pan prędko wymaże je z pamięci i napisze: Zosia.
— Już zapisałem.
Wybrnął jako tako — i panna była kontenta.
Podszedł następnie do jasnowłosej Muki i już bez wahania złożył jej życzenia imieninowe. Podziękowała grzecznie, lecz zimno, trochę urażona, że Skumin zarówno w Gdeczu, jak tutaj, nie zwraca na nią uwagi. Okręciła się na pięcie i pośpiesznie przystała do Krysia, okazując, że jest w posiadaniu aspiranta w każdym razie... dużo bogatszego od Skumina.
Byli tam jeszcze jacyś państwo: Wacio Klonowski i rodzina Obornickich, bezpośrednich sąsiadów Topielna, pan, pani, syn i córka. Spodziewano się jeszcze większego zjazdu gości na wieczór.
Że grudzień już się dawał we znaki, nie pożądał nikt przechadzki po parku, ani po okólniku gospodar-