Strona:Józef Weyssenhoff - Jan bez ziemi.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   194   —

rzonym ideałem. Takie usposobienie klas niby pracujących odbijało się sromotnie na jakości wyrobów w budownictwie nowych domów, w przedmiotach użytku i zbytku wyrabianych w kraju, we wszystkich dodatkach do codziennego życia. Skumin, który przywykł przed wojną zaopatrywać się w Warszawie nie tak dobrze, jak w Paryżu, lecz lepiej, niż w Berlinie, obecnie natrafiał ciągle na lichotę krajową i berlińską tandetę w przedmiotach codziennego użytku. Niecierpiał zaś tandety we wszelkich jej postaciach.
Gdyby znalazł jaką pracę pociągającą, do której mógłby się zapalić, może zgłuszyłby w sercu rozterkę dziwną, w której przesyt jednem uczuciem walczył z niedosytem innego, wymarzonego dopiero uczucia. Przy pracy zaś w banku, mechanicznej i bardzo niezgodnej z jego usposobieniem, w mizernych warunkach mieszkania i towarzystwa, czuł się ponuro. Nie było to jednak zniechęcenie do życia, w którem jakiegoś rozjaśnienia oczekiwał instynktowo, ani też rozpaczliwe wyrzuty sumienia, bo popełnione błędy spodziewał się zażegnać. Młodym czuł się jeszcze, a wiara w swe siły jest najtęższą dźwignią do wybrnięcia z zawikłań życiowych.
Miesiąc już siedział w Warszawie, gdy otrzymał list z nieznajomej stacji pocztowej, adresowany do poprzedniego jego mieszkania, przeadresowany przez biuro i znacznie opóźniony. Pismo, zdaje się, męskie? — W każdym razie nie od Werci.
Rozerwał kopertę i zajrzał najprzód do podpisu...
— — Szczerze ci przyjazny Robert Tolibowski.