Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Latzki rozłożył ręce bezradnie, jakby daremnie szukał wyrazu.
— Antypatycznym nazwać go nie mogę... to nie kierunek... to dzieciństwo.
Skupił znowu myśl w swych oczach rozumnych, podobnych jednak do oczu Heli.
— Widzi pan, w polityce teorja najszlachetniejsza, uzasadniona przez historję, etykę, ideały powszechnie szanowane, skoro niema żadnego zastosowania do chwili bieżącej, ani do interesów niczyich, oprócz tych, którzy teorję głoszą w braku realnych projektów — staje się śmieszną. Śmieszność jest zabójcza dla ludzi i dla teorji. Wszechpolskość zaś galicyjska i ta, która się tuła gdzieś po Francji, Szwajcarji i Ameryce, ma przedstawicieli tak drobnych, że wpadła zupełnie w karykaturę. Mamy takich i tutaj w Hadze...
Uśmiechnął się niby dobrodusznie, jak przed wydobyciem z pamięci anegdoty, jednak bystre jego oczy kontrolowały wrażenie na mojej twarzy:
— Niech pan sobie wyobrazi, otrzymaliśmy temi dniami od jednego z rodaków pana propozycję, do Konferencji wystosowaną, aby zawiesić nasze prace i zastanowić się nad pytaniem, czy usunięte są w zasadach polityki europejskiej przyczyny wszelkich wojen.
Znałem jeden memorjał polski, rozrzucony tu w drukach, ale Latzki zdawał się mówić o innym. Słuchałem ciekawie.
— Rozumie pan? najprzód przerobić całą mapę Europy, oddać każdemu, co do niego niegdyś należało — więc oczywiście Polska, Szlezwik, Alzacja itd. — przedewszystkiem Polska. Granice roku 1771, kongres wiedeński 1815 — niczego tam nie brakowało. Autor tyle

57