Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




Kraków, 3 maja 1906.

Niech i ja będę warjatem! wszystko mi jedno! Albowiem życiem, na jedną tylko dobę przyszłości obliczonem, oddychać nie mogę. Niech będę warjatem, jak panna Zofja, jak On!
Wytrysły zewsząd wieści, niby młode liście po wiosennej burzy: Piast żyje! — —
Widziano go na polach mazowieckich i wielkopolskich i małopolskich, wędrującego od wsi do wsi ze słowem uśmierzenia przeciwko zazdrosnym wołaniom o cudzą ziemię, słyszano przepowiadającego ojczyznę sennym polom. — — Świadczą siermiężni mówcy, oracze i kowale przyszłości. Podnieśli głos uczniowie Piasta na zebraniach gminnych, stanęli murem przy nauce Jego, poszli w dalekie na Wschód poselstwa z Jego przykazaniem.
W takim obrazie, nie sennym, lecz dotykalnym 1pachnącym ziemią, stoi mi przed oczyma Piast. Przed osadą prapradziada-kołodzieja, pod lipą sądową i królewską, dokoła Wojciecha Piasta gromada. Nie obleczony w purpurę — w szarym, wędrowym płaszczu — radzi Piast z wiecem, rozszerzającym się na miljony głów wiejskich i miejskich. On jeden panuje, pierwszy między równymi, obrany zgodnym okrzykiem uświadomionych. On jeden jest szczytem, do którego dążą zestrzelone myśli ludu. — Przed majestatem liczby

286