Strona:Józef Weyssenhoff - Hetmani.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

woli, ale rzekłbym, że nie straciła humoru? — — Przycichła trochę, uśmiecha się jakoś nienaturalnie. — —
A przecie widziała ona Piasta kilka razy w więzieniu i w przeddzień kaźni! Potwierdza datę jego śmierci i wszystko, co dobyć można z jej zaciętego, niepokojącego uśmiechu, zgadza się z opowiadaniami Wiśniakowskiego i Tatura. Tylko zapada w znieczulenie jakby snu magnetycznego. Odpowiada składnie i nie obłędnie, lecz nie chce, widać, zadawać się z nikim, ani nawet ze mną. Jednak nie okazuje mi wcale niechęci.
Przyjechała tu — mówi — aby odpocząć od mąk warszawskich i aby się doczekać kogoś, z którym znowu do Warszawy powróci. Kto to? — nie chce powiedzieć.
Widywałem ją tak często i tak niedawno, tak dobrze znałem jej życie i aspiracje, że nie przypuszczałem możliwości jakiejś zmiany w jej egzystencji lub w kierunku jej umiłowań? — — Ostatnią jej namiętnością — jużci idealną — był Piast. — — Więc teraz, gdy on zginął, co znaczy ten uśmiech panny Zofji zakochany w przyszłości, ufny i pełen tajemniczych projektów? Dni następne może mi wyjaśnią tę zagadkę, która mnie mocno zajmuje i poniekąd drażni, bo chociaż do poufniejszego udziału w życiu panny Zofji nie roszczę sobie prawa, ona przecie jest ostatnią osobą, którą Piast wyróżnił, jako krewną i przez to tem bardziej jeszcze moją siostrą.
Gdym ją tu ujrzał niespodzianie, ucieszyłem się. Będzie z kim — pomyślałem — choć mówić o Piaście — albo i założyć towarzystwo jego imienia, szkołę Piasta!
Powiedziałem coś podobnego pannie Zofji, a ona mi na to:

279