Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 65 —

— Czyżby pani była mojego zdania przeciw całej ogromnej większości?
— Nie zupełnie. Ale podobało mi się, że pan mówił z zapałem — — jak student.
— Doprawdy? — miernie ucieszył się Czemski — a pani mnie ocenia ze stanowiska... profesora?
— Nie, nie — zaśmiała się Mańka bez urazy — ja także jestem studentka.
— Bardzo mi przyjemnie poznać koleżankę. Podajmy sobie ręce — —
— Owszem! — i nie na żarty — odrzeła serdecznie Manieczka, wyciągając dłoń do Stefana.
Aż klasnęły złożone dłonie, aż obejrzeli się starsi na dwoje młodych, co oni tam wyprawiają przy zapadającej nocy.