Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 36 —

swoje jakieś feodalne dobrodziejstwo za pomocą ugłaskanego Rykonia! To haniebne!
— Phi... zamiar jeszcze niejasny — powątpiewał Czemski — ale skoro akcja niejasna, po djabła mi tam jechać i brać udział w naradzie?
— Jakto?! — aby skierować plan na właściwe tory, albo, jeżeli się wam to nie uda, cały plan rozwalić!
— Rozwalić?... — powtórzył pytająco Stefan.
Przeszedł się znowu nerwowo po pokoju, stanął, jeszcze poczekał i niechętnie jakoś zapytał:
— Jakże to profesor rozumie: skierować na właściwe tory?
Edmund Owocny skulił się, wpatrzył się znowu z natężoną uwagą w swą szklankę herbaty. Tułów krótki, barczysty, głowa i twarz obrośnięte, ale strzyżone ogółem nakształt kosmatej gałki z wytrzeszczonemi fanatycznie oczyma — składały razem postać gnoma — filozofa. Okrągłe to i jędrne stworzenie powinnoby, co do swego stylu rysunkowego, mieszkać z latarką, pod grzybem.
Zaczął cedzić przez zęby mniej stanowczo:
— No... skierować na właściwe tory... Czyż was uczyć potrzeba? Pobudzić lud do czynu, jaki się rwie żywiołowo z jego łona... Nie narzucać mu starych form życia, w które się jego duch nowy, historycznie twórczy, nie zmieści... Czytaliście artykuł „Uprzątnąć widma“ w przedostatnim numerze „Ludowca“?
— Czytałem; to ogólniki.
— Jest mojego pióra — przełknął profesor. — Miał sympatyczne oddźwięki w rozumnej prasie i