Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 294 —

i po pierwszym rzucie oka na nieznajomy charakter pisma zawołał:
— A! nowy naczelnik powiatu!... Słyszałem już, że mają naszego usunąć — — niezgorszy był sobie — szkoda.
W miarę czytania obruszył się:
— Co takiego?! wzywa mnie do siebie! — Cóż to za nowe mody? — A nie łaska „jego wysokorodja” do mnie przydryndać się z respektem?...
Czytając dalej, Broniecki zmienił wyraz twarzy; już nie zły humor, lecz zaciętość skurczyła mu rysy, rozświeciła oczy. Doczytał uważnie, ze złowrogim spokojem.
— Wyobraź sobie, Maniuś! — — Wzywa mnie, abym się wytłumaczył, na jakiej zasadzie, zwołałem w przeszłym roku w lipcu zebranie „różnych stanów“ dla uchwalenia budowy domu gminnego w Mielnie, który dotychczas nie został przez władzę zatwierdzony!
— To jeszcze tatusia mogą wpakować do kozy, jak pana Stefana! — zawołała żałośnie Manieczka.
— Niech spróbuje! sam by koziołkiem wyleciał z siodła, gdyby się odważył na coś podobnego! Ale widzę z listu, że musiał, bestja, wstrzymać roboty w Mielnie... No, dzisiaj już zapóźno — dowiemy się jutro. — — Przeczytaj-no, Maniuś, gazetę — —
— Jakiś duży artykuł o naszej kolei... czy mam czytać? —
— Właśnie, właśnie! bardzo ważna sprawa.
Dowiedzieli się z artykułu, że skup kolei przez rząd jest postanowiony.