Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




XX.

Pierwsze odwiedziny uwolnionego Stefana w Sławoszewie przyniosły Manieczce pewność szczęścia, a panu Józefowi dużo nawet uspokojenia co do losu córki i jego własnego, jako teścia. Stefan był wyraźnie tęgim człowiekiem, sprzymierzeńcem, i podobał się Mańce tak bardzo, że aż pana Józefa korciło. Cóż u licha? nie nam, Bronieckim, robi on łaskę!
Najdziwniejsze było to, że upływały pierwsze dni maja, a Czemski nie powracał do Sławoszewa. Przysłał tylko list uprzejmy z prośbą o radę praktyczną, dotyczącą Niespuchy, z ukłonami dla „obojga państwa“. Ależ maj był! Żeby choć kwiaty przysłał!
— Niema nic Wersalu w tym chłopie — mówił Broniecki do córki. — Szczur książkowy! Żeby to mnie za dobrych czasów taka gratka! Rany Boskie!
— Namyśla się, tatusiu.
— Nad czem, u kaduka?! Widzi aż zanadto.
— Ja czuję, co on myśli.
— No naprzykład?
— Że to przewrót w całem jego życiu...
— Spodziewam się! Do takiej zmiany pies na