Strona:Józef Weyssenhoff - Gromada.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 219 —

odmian mody, odróżniających parafje, niech pójdzie do muzeum ziemi łowickiej, gdzie mu pani doktorowa Chmielińska pokaże te ubiory i objaśni niechybnie.
Manieczka miała do tejże znawczyni ludu pójść po radę co do zakupów na święta i u niej się pożywić, gdyż trudno było dwom młodym dziewczynom wchodzić do publicznej garkuchni. Ale przedtem pobiegła na pocztę, gdzie chciała osobiście włożyć do skrzynki list, misternie pomyślany. Od czasu uwięzienia Stefana myślała o tem, jakby mu dać znać o sobie, okazać swą solidarność, pamięć, więcej jeszcze ale dumna nawet w swych zapędach, panna Broniecka nie zdecydowała się na wysłanie listu wprost do więzienia. Nie licowałoby to z jej godnością panieńską, mogłoby ściągnąć śledztwo do domu ojca lub ciotki, a wreszcie list mógł nie być wcale doręczony Stefanowi. Przepytała chytrze Manieczka w Warszawie, jakie są przepisy co do listów i odwiedzin więźniów, i doszła, że wolno ich odwiedzać najbliższej rodzinie. Zaraz stanął jej w oczach obraz ojca Stefana, mądrego i dobrego doktora. Ten musi odwiedzić syna, albo z nim korespondować. Ale trudno znowu pisać do nieznajomego, choć starszego człowieka — byłoby to coś w rodzaju oświadczenia się z uczuciami — i to komu? — ojcu Stefana, kiedy z nim samym nie było wcale wyraźnego porozumienia. Póki Manieczka spodziewała się w Warszawie, że Stefan lada dzień będzie wolny, odwlekała projekt listu; ale gdy nadzieje zawiodły i stało się prawdopodobnem, że Stefan święta spędzi w zamknięciu, Mańka codziennie myślała o spo-