Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   311   —

— A właśnie! — wybuchnął Edwin. — Znojno może się udać, lub nie udać, — lecz nie nam, bo wkrótce — nie będzie już nasze!
— Co pan szef opowiada?! — zawołał van der Winder.
— Czyś ty zwarjował?! — określił dosadniej swe wrażenie Joachim.
Edwin zaś przyglądał się przez chwilę minom stryja i dyrektora, pomyślał zapewne, że i sam musi wyglądać niepoważnie, dyskutując tak gorąco, bo zmusił się do kwaśnego uśmiechu i rzekł spokojniej:
— Poczekajcie. Chciałem odrazu podzielić się z wami tą wiadomością, ale tak zawzięcie muzykowaliście, że nie chciałem wywołać dysonansu.
— No, już nie muzykujemy — mów zatem.
— Powoli, kochany stryju. — —
Opowiedział, że znalazł się w mieście w towarzystwie posłów sejmowych, będących jeszcze na ferjach, i wysłuchał ich zdań o reformie agrarnej, która ma być wniesiona niebawem po świętach. Wszyscy, chociaż ludzie odmiennych programów politycznych, przewidywali, że uchwalone zostanie wywłaszczenie większej własności na rzecz bezrolnych. Zapłacą więcej, lub mniej, stanie się to zaraz, lub trochę później, ale rzecz jest nieuchronna.