Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   296   —

teczny. Cudno wydawało się jednym dzikim ogrójcem chwastów, djabelskiego posiewu i dla djabła tylko coś wartych, pośród których więdły zagłuszone rzadkie porosty owocodajne.
Te ponure spostrzeżenia i ciężkie wątpliwości wypowiedział oczywiście Edwin stryjowi, który odrzekł bez wahania:
— Jest na to rada. Wypędzić z Cudna Żydów — i nie na tutejsze pola, broń Boże! — ale daleko poza granice, do innej części świata.
— Stryj zawsze swoje.
— Pobudzasz mnie do tego.
— Ja?!
— Tak — ty. Spostrzagasz bystro, rozumujesz ściśle. A gdy rozmyślasz o trapiących nas nędzach, natrafiasz ciągle na czyhające, krwawe ślepie Ahaswera — i cofasz się przed wnioskiem. Czy się boisz?
— Boję się skutków wojny domowej.
— Jak można tak to nazywać! To tylko wyrok na ludzi obcych i wrogich.
Dyskusja o sprawie żydowskiej powracała uparcie, niby ataki choroby tkwiącej głęboko w organizmie, które przeszkadzają we wszystkich zajęciach, zabawnych, czy pracowitych. Obaj unikali tego przedmiotu, lecz nie mogli go