Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   292   —

wić z nią wcale aż do nadejścia policji. Po południu gospodarze ze wsi Znojna, w liczbie sześciu, z Andrzejem Łukawskim na czele, uczynili manifestację przeciw strajkowi, odwiedzając dziedzica, ale oprócz wymiany oburzeń i pewnego efektu, nie sprowadzili radykalnej zmiany w zatargach, które trwały do nocy.
Dopiero na trzeci dzień, gdy przybyła policja z miasta i strażnicy z karabinami, strajk się zachwiał odrazu. Ale nie srogość badań, lub represji tak podziałała, tylko wiadomość, że Osiński w jednym z sąsiednich folwarków przyjęty został przez parobków kijami, pod którymi ledwie ducha nie wyzionął. Rannego i leżącego ujęli go nareszcie ci sami policjanci i odesłali do więzienia powiatowego. Tutaj przyszli aresztować Gładysiaka, jako zastępcę Osińskiego. Ale w istotę strajku nie wnikali wcale, mówiąc, że takie zatargi załatwiane być mają przez komisje rozjemcze.
Nazajutrz rano wszyscy robotnicy rolni bez wyjątku przystąpili do pracy, oprócz zabranego przez policję Gładysiaka. Szaropolscy do wieczora udawali obrażonych, więc po zachodzie słońca zjawiła się u ganku gromadna deputacja pod przewodem Franciszka Siejki.
— No, dalej! Przeprośta pokornie pana dziedzica za wielką mitręgę — i niech już będzie zgoda na zawżdy.