Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/287

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   281   —

przez Szaropolskiego, malarz, udający artystę, oświadczył wesoło, że chciał to zrobić „pod marmur“. Ale Edwin nie przełknął takiego tłumaczenia, roboty nie przyjął i kazał ścianę przemalować, gdy wyschnie.
Po kilku podobnych spostrzeżeniach Edwin doszedł do przekonania, że rasa cudeńska nie jest wybitnie robocza i rękodzielna. Ale nazywają Cudnian narodem rolniczym. Dlaczego — zamyślił się — praca rolna, dosyć ciężka; pociąga nas bardziej, niż inne? — I znalazł odpowiedź:
— Bo w ziemi najłatwiej grzebać, jak Bóg da, a najprzyjemniej ziewać i przeciągać się na świeżem powietrzu.
Nazajutrz dzień był już tak szczerze wiosenny, że muszki brzęczały w powietrzu i rozlegały się głosy ptaków pośród drzew, przez które ciągnął lekki, jak przywidzenie, zielony welon bogini. Że rżały konie, choć chude, psy wyprawiały szalone gonitwy, brykały całym zadem jałoszki pędzone do wody. Że ludziom młodym przybyło tchu do piersi i nieśli się lekko, grając nozdrzami i błyszcząc oczyma, a dziewuchy śmigały bosym pędem bez pamięci po tej ziemi kochanej. Że starego Joachima sprężyste dreszczyki podrywały w łydkach, gdy — się wybierał w pole, a nawet ociężali zamysłami parobcy wyszli raźnie do roboty, podśpiewując.