Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   267   —

leżą w kącie jakieś deski. Potrafisz mi te okna usunąć?
Stefka wzruszyła ramionami i zaczęła ramy okienne podnosić i odkładać na inne miejsce, niby karty papieru. Po usunięciu ostatniej okazały się w kącie dwa blejtramy, które Edwin ujął już sam, z podnieconą ciekawością. Jeden z nich przedstawiał oficera w polskim mundurze!
Edwin przydługo mu się przyglądał, zaniósłszy obraz do drzwi, skąd padało trochę lepszego światła.
Drugi portret przedstawiał niepozorną babinę. W samym kącie znalazła się jeszcze osznurowana paczka z napisem: Papiery Szaropolskich.
— Słuchaj, Stefka. Opylisz mi te obrazy bardzo ostrożnie, zaniesiesz do mojego pokoju i położysz na szafie, — ale tak, żeby starszy pan nie zobaczył, zanim ja mu sam pokażę. — Rozumiesz?
— Rozumiem.
Zapomocą paru dmuchnięć potężnych usunęła pył z obrazów i z paczki, poczem schowała to wszystko pod obszerną zapaskę, pochłonęła sobą, i niewiele grubsza, niż zazwyczaj, pobiegła, gdzie jej polecono. Edwin zaś przeglądał jeszcze uważnie cieniste załamania poddasznej struktury, lecz nic już nie namacał ciekawego. Gdy