Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   262   —

tak, jak parą innych, gdyż urządzenie dworu było dotąd zbliżone do pustki. Cztery czarne i dwie białe sukmany umieściły się na paru stołkach i kufrach; z trudem wiązała się gawęda. Ale Joachim kazał podać wódkę i przekąskę, która trochę pobudziła umysły do porozumienia. Jednak rozmowa ograniczała się do wymiany zdań o rzeczach oczywistych i wszystkim wiadomych: o wiośnie, o spodziewanych urodzajach, o wciąż rosnących cenach przedmiotów pierwszej potrzeby i o ich braku na rynku. Rozmowa była w rodzaju tych gawęd, w których nie z treści, lecz obok treści, z tonów i wyrazów przypadkowych wyniknie czasem coś ciekawszego. Samo dobrowolne przyjście małorolnych ze Znojna do posiadacza dworskiego obszaru miało znaczenie demonstracyjnie dodatnie. Ceremonja nie była pusta w tych czasach nadprawnienia proletarjatu; przysparzała sojuszników do obrony przeciw wyuzdanym żądaniom głodnych, popartym przez zbrodnicze spiski szalbierzy.
Takie mniej więcej uwagi zamienili między sobą Szaropolscy po wyjściu gości wiejskich i zabrali się do obiadu, który, pomimo wad sztuki kulinarnej i usługi, smakował im wyśmienicie, z zaprawą pysznego powietrza i rosnącego animuszu obszarniczego.
Po obiedzie, że dzień był w gospodarstwie