Przejdź do zawartości

Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   240   —

— To źle widać przez szparę. — Ale co ja ci mam opowiadać te wszystkie głupstwa? Kiedy kobieta nie upoważnia mężczyzny do zuchwałości, kończy się na scenie subtelnej... jak w teatrze. Tylko ci mówię, że ja znam dobrze mężczyzn. Widywałam ich dużo i w teatrach i w salonach wielkopańskich. Szaropolski należy do takich typów, co to kobietę traktują, jak zabawkę. Ręczę ci, że onby ciebie, czy nawet mnie, gdyby to było możliwe, oddał za tę czarną fasolę, którą handluje.
Lodzia, trochę uspokojona w zazdrości, obraziła się teraz za Szaropolskiego:
— Ja tam wiem tylko, że nasz pan jest bardzo porządny — nie żeby należał do jakichś... typów.
— Ależ, dziecko, typ — to znaczy: gatunek.
— A jeżeli gatunek, to nasz pan jest z dobrego gatunku. Kiedy co powie, to tak jest — a mnie też powiedział niejedno..
— Jeżeli ci wszystko mówi, to wiesz zapewne, dokąd pojechał i kiedy wróci?
— Tego nie wiem, bo nie powiedział.
— Ja cię tylko ostrzegam, Lodziu, żeby mu nie zanadto wierzyć. To człowiek wyrachowany i niedobry przyjaciel kobiety.
— Jak dla której — odrzekła Lodzia.