Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   232   —

skiemu czas wędrówki aż do ulicy Żałosnej, bliskiej już jego mieszkania przy Lubej.
Idąc przez Żałosną, mijał nieraz gmach, gdzie mieściła się za dawnego rządu komisja umundurowania, której obiecał niegdyś zemstę za skręcenie oferty angielskiego sukna. Zaniechał filozoficznie tego zamiaru, ale sam gmach budził w nim dawną chętkę. Czy dzisiaj mieści się w nim jeszcze taka komisja i kto w niej obecnie zasiada? Tablica przy bramie rozstrzygała pierwszą część wątpliwości. Jest — ta sama tablica i komisja. Aby jednak dowiedzieć się, kto tam gospodaruje, trzebaby wejść do lokalu, udając jakiś interes. To się Edwinowi nie uśmiechało, więc machnął ręką na cały projekt.
Ale właśnie, gdy mijał dom, wychodzili z bramy trzej oficerowie, widocznie po ukończeniu prac biurowych. Szaropolski spojrzał na nich ciekawie i aż drgnął z oburzenia. Przebóg! — były to te same karykatury oficerów polskich: książę Józef i dwa Berki Joselewicze!
Spojrzał — zadrżał — nie zabił nikogo. Ale musiał mieć wyraz twarzy wyzywający, gdyż Machabeusze, którzy z pewnością też go poznali, wtulili w kołnierze płaszczów swe wyraziste uszy, mijając szybko i ostrożnie.
— Tego już zawiele! — zawołał Edwin. — Jeżeli odnowiona machina państwowa używa