Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   231   —

cej — odrzekł znowu buńczucznie towarzysz Edwina.
Ale Szaropolskiemu odechciało się dalszej z nim rozmowy; pożegnał go lekkim ukłonem i poszedł swoją drogą.
Przypomniał, że mało używał ruchu w ostatnich czasach i groziło mu niebezpieczeństwo utycia. Skorzystał ze sposobności długiej przechadzki i pieszo powracał do domu. Dodatnie wrażenie wizyty u ministra zamazało mu uliczne błoto.
Umiejętny poszukiwacz prawdy znajdzie jej często więcej w ulicznem błocie, niż w świetnem expose ministra. Minister wie dużo, ale mówi tylko tyle, ile wypada dla utrzymania tej, lub owej postawy politycznej. Błoto zaś nic nie wie, lecz układa się w wyraziste odbitki pod stopami depcących je mędrców i dudków. W głowie ministra mieszkają cnoty rozmaite: względność dla nieprzyjaciół kraju, wszechstronność poglądów i inne modyfikacje zdrowego rozsądku; ale niecnotliwe błoto nie rezonuje, zatem odbija wiernie ślady dotyczących go zdarzeń. To też uczciwa mowa ludzka nazywa kierunek życia drogą, nie wskazaniem ministerjalnem, chociaż droga jest z gatunku błota, a wskazanie ma być rzutem jasnego światła z wyżyn.
Tym podobne rozmyślania zajęły Szaropol-