Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   213   —

Zaniosłoby się może na sprzeczkę, gdyby nie wytrysnął z gwaru incydent nieprzewidziany. Malarz-futurysta, który, jako duch nabrzmiały artyzmem, wyrażał go przez wszystkie sztuki człowiekowi dostępne, zaczął improwizować wierszem:

Bim-bam-don!
Kolendy dzwon — —
Bimbam den-de-len bombaster,
W nocy pali się monaster,
Z okien łuna,
W nawie truna,
Rozmodlony w duszach aster.

Ktoś krzyknął: brawo! — a Michałek-Aniołek trysnął nową strofą:

Kyrielejson, Dende-lende,
Dyn-dyn-dylu, dzwonie będę,
Aż usłyszy
Upiór w niszy
I na strychy
Dzwonnik cichy
Powędruje grać kolendę.
Bimbam, den-de-len, karylion,
Bije w spiże dzwonów milion —
Z rododendru tryl słowika
W rozdyndany chaos wnika,
W cieniu dryga
Kallipyga
Pod kropidłem kanonika.