Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   211   —

na co obaj patrzyli bardzo pogodnie. Wszyscy biesiadnicy wywietrzyli sobie z głów troski i zabiegi, oddając się całkowicie rozkosznemu obrzędowi pospólncgo jedzenia i picia. Od pierwszego kąska i łyku kolacja udawała się składnie; wszelkie były na to dane, że do rana uda się bajecznie, skąd dobra wróżba i o nowym roku.

Tymczasem zapowiedź odrodzenia zbliżała się właśnie do Cudna w postaci Człowieka. Znał go cały świat, widział jego czyny ofiarne, nikt mu nie mógł zaprzeczyć płomiennej mocy słowa, ani przezroczej czystości zamiarów. Kochali go wszyscy, tylko, niestety, nikt go się nie bał. Ze wzniesionem sercem, ze zbawczymi zamiarami jechał do Cudna wielki Obywatel. Zastąpi tu znienawidzone rządy, obali je i zmiażdży spodziewali się ludzie udręczeni. Ale on chciał swą miłością zapalić serca wszystkich, nie wyłączając nawet zbrodniarzy, i sprawować rządy nad nawróconymi. Oczekiwała go klika rządząca z nieufnością, ale bez obawy. Oczekiwali go szczerzy patrjoci z otwartemi rękoma, jednak z niepokojem. Jeżeli ten nie zdoła udźwignąć demokratycznego berła, jeżeli nie skupi około siebie wszystkich sił dobrych i twórczych, tonowy rok może być zły, a może i szereg lat...
Zebrani zaś u progu nowego roku przyjaciele