Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




X.

Dziwnego mam stryja, Lodziu. Wiesz? ten, co tu raz był, w futrze z szopów, gderliwy?
— Pamiętam.
— Ile razy z nim się spotkam, pokłócę się, a przynajmniej ostro się różnię w zdaniu. A gdy go niema przy mnie, rozważam jego słowa — i bardzo często słowa stryja powracają mi na pamięć, jako odpowiedzi i objaśnienia. Prawie zawsze ma rację stary mantyka.
— Musi być mądry człowiek.
— To jest: myślisz, że bystrzejszy odemnie, bo wie zaraz, co i jak, a ja dopiero później dochodzę...
— A, nie powiadam! — zaprotestowała Łodzią gorąco — tylko stryj pana stary, pewno nic innego nie robi, oprócz tego, że myśli, — a pan jest młody, mą dużo do roboty, więc i czasu brak na to, żeby zaraz mieć we wszystkiem rację.
Wychodziło na jedno. Edwin ani myślał obrażać się; wolał to owszem, że Lodzia mówiła