Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   177   —

— Jest to ze wszech miar pięknie — odrzekł Edwin poważniej — wojna namnożyła, oprócz ofiar policzonych, miljony innych, ginących z nędzy. Ale dlaczego stryj z miljonów wybrał tę jedną, taką...?
— Dlatego, że ładna i dobrze jej z oczu patrzy. Tej mojej słabości nic przyganisz?
— Ani myślę. Zrobiłbym tak samo. Gotów nawet jestem, jeżeli stryj pozwoli, przyczynie się jakimś datkiem do poparcia karjery tej dziewczynki.
— A nie. To już moja rzecz.
Rozmowa urwała się, zwłaszcza, że omawiana dziewczynka przyniosła krążki z ryby, a ojciec Prosper nic dotąd nie dorzucił do konwersacji, gdyż przepościwszy sumiennie cały dzień, miał wilczy apetyt, zgodny nareszcie z kanonami, które przepisywały ucztę wigilijną rybną, ale obfitą i radosną. Po krążkach Joachim miał już prawie dosyć, a Edwin, mało uświadomiony o rytuale wigilijnym, zjadłszy kawałek ryby, czekał machinalnie na mięso. Tylko kapucyn repetował potrawy regularnie.
— Mówiłeś, że czytasz dużo. Co czytasz?
— A właśnie chciałem ze stryjem o tem pomówić. Przeczytałem „Przebłyski“ profesora Wahadłowskiego i grzęznę obecnie w produkcjach młodych naszych pisarzy, o których nie miałem dotąd pojęcia.