Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   169   —

— Będzie pan dzisiaj jadł za dwóch; sama pani tyle nastawiała.
— To już zbyteczne udawanie. Chętnie zaprosiłbym pannę Lodzię — rzekł Edwin obcesowo i energicznie.
Dziewczyna spojrzała zdziwiona i wzruszona zarazem.
Błysnęło coś nowego w jej oczach, coś pięknego. Każde oczy są piękne, gdy w nich zamajaczy odbicie nadciągającej rozkoszy.
— Czy naprawdę? — zapytała poważniej, niż kiedykolwiek.
— Ależ z prawdziwą przyjemnością.
— Ej, nie — pomiarkowała się wkrótce — coby pani powiedziała, że ja tu siedzę?
— No, nie długo, raz, dwa, trzy!
— To znów niema przyjemności. — — Może kiedyindziej, kiedy pani wyjdzie wieczorem? — zaproponowała nieśmiało.
— Doskonale.
— Słyszałam, że pani pójdzie w sobotę do teatru. — —
— Wyśmienicie. Trzymam za słowo.
Lodzia dostała rumieńców, a ciemne jej oczy zapałały tak bardzo, że aż skrzyły przez mrugające rzęsy. Nalewała herbatę, stojąc, siedzącemu przy stole Edwinowi, który wpatrywał się usilnie w te migotliwe, czarne oczy. Gdy napeł-