Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   168   —

— A jak to pan umie oszukiwać kobiety! — pokiwała Lodzia głową, z komicznym wyrazem zgorszenia.
— Wcale nie. Tak czasem wypada powiedzieć, żeby nie zrobić komuś przykrości. Tylko niech Lodzia mnie nie zdradzi — nie powtórzy naszej rozmowy?
— Ja tam nie jestem zdradliwa — a jeszcze, kiedy kogo lubię...
Frunęła za drzwi. Szaropolski zaś pomyślał, że Lodzia widocznie bardziej lubi jego, niż swoją panią, jeżeli w tym spisku staje po jego stronie.
— Ja sam nie wiem, czy nie wolę Lodzi od Marusi? Pyszny okaz cudeńskiej rasy ta czarnuszka — — a tamta... także, tylko osiągnięcie jej łask wymaga nieuchronnie — uroczystości.
Machnął ręką i zaczął znowu czytać. Profesor dowodził w pierwszym rozdziale o przewadze wpływów Słowackiego na twórczość młodego pokolenia pisarzy. O to właśnie Szaropolskiemu chodziło: jaka jest ich filjacja z dawniejszymi mistrzami? Literatura starego narodu nie zaczyna się nagle... od zera. — No, zobaczymy.
Po dziesięciu minutach powróciła Lodzia, niosąc na tacy dwie filiżanki, pomnożoną liczbę bułek, podwójną porcję jakiejś „smacznej potrawki, pozostałej z obiadu“ i jeszcze serek — i jeszcze. — —