Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   161   —

chciał zatem wywołać obszerniejsze omówienie ich wrażeń:
— Ja zaś nie mam pojęcia o żadnej z tych książek.
— Jednak wybór jest trafny.
— Uczynił go dla mnie starszy pomocnik firmy „Wołk i Modliński“.
— Znam go; bardzo inteligentny człowiek — zapewnił Robert.
— Cóż zatem państwo możecie powiedzieć o całej tej grupie młodych?
— Ach, to są tak różne indywidualności; — odpowiedziała Marusia.
— To dobrze, bo nie mieliby talentu, gdyby byli jeden do drugiego zupełnie podobni, a przynajmniej jeden z nich tylko mógłby mieć talent. Ale wogóle, czy są to zwolennicy jakiejś dawniejszej szkoły, czy przewrotowcy? Czy znaczą coś, razem wzięci?
— Panie Edwinie... cóż ja mogę panu powiedzieć? Są młodsi, żywsi, bardziej zastosowani do nowożytnych potrzeb...
— Już zatem czegoś się od pani dowiedziałem. — A ty, Robercie, co o nich sądzisz?
Robert od chwili przybierał pozę oratorską. Teraz odezwał się, wyłamując ozdobnie dłoń prawej ręki, opartej łokciem o kolano: