Strona:Józef Weyssenhoff - Cudno i ziemia cudeńska.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   162   —

— Widzisz, Edwinku, o nowych prądach w literaturze i sztuce nie można dziś mówić ze stanowiska szkolnego. Niema już szkół, są tylko potrzeby wypowiedzenia się takich a takich indywidualności artystycznych. Naprzykład Wurm śmieje się i szydzi przez łzy...
— Tego znam trochę przypadkiem — wtrącił Edwin — nigdzie tej „łzy“ nie zauważyłem; widziałem tylko chęć popisu.
— A nie, Edwinku. On płacze. Już ja go znam lepiej. On boleje nad nędzą i głupstwem ludzkiem. Cała jego działalność, to bunt. — —
— Ale bunt przez t, czy Bund przez d?
— Także stanowisko! wstydź się, Edwinku. Nie o to chodzi, czy on tam z Żydów, czy nie z Żydów, tylko: jak się wypowiada i czy daje nowożytnemu człowiekowi materjał do czucia i do myślenia...
— Dużo daje do myślenia, nie przeczę.
Robert cmoknął niecierpliwie, jak nauczyciel wobec niesfornego ucznia.
— No, już nie będę ci przerywał — rzekł Edwin — mów dalej; chcę poznać twoje zapatrywania.
— Więc dalej. Taka naprzykład Ada z Domosławic. Powiesz znowu: Żydówka. — Otóż właśnie, że nie. Wyszła za Fajgenwurcla, ale z domu jakaś... ska, ze starej szlachty — i oby-